CUD

 

 

- Nie, nigdy tego nie zrozumiem- jak ona mogła mi zrobić coś takiego, dlaczego przeprowadziła się do tej wioski? Przecież w Palm Spring było nam dobrze, a teraz gdy poznałam Sama muszę mieszkać w jakimś Big Charche, też coś... te słowa można było usłyszeć w pokoju wiecznie niezadowolonej Sammy. Miała za sobą dzień pełen wrażeń. Przeprowadzka, pożegnanie z Samem, rozczarowanie... a teraz zrozumiała co zrobiła jej matka - pozwoliła na przeprowadzkę do najgorszej wiochy, jaką kiedykolwiek spotkała. A żeby było śmieszniej była to wioska typowo KATOLICKA. Choć liczyła tylko 200 osób znajdowały się w niej trzy Kościoły, dwie kaplice i cmentarz. Należy tez dodać, że Sammy nie wierzyła w Boga, nie chodziła do Kościoła, nie uczęszczała do szkółki niedzielnej. Odwróciła się od Boga, gdy odszedł jej ojciec. To Jezus jest temu winien- tłumaczyła sobie śmierć Jimmy’ego.
            Sammy nie miała przyjaciół, może przez jej bardzo nieznośny charakter... Jedyną osobą, która chciała się z nią kolegować był Sam. Chłopak, który głęboko wierzył w Boga i nauki Kościoła Katolickiego. Młodzieniec postanowił, że pomoże Sammy się nawrócić. Jednak jej matka pokrzyżowała plany. Tyle dobrych chęci... i nic z tego...
            Tego wieczoru Sammy zapisała w swoim pamiętniku:
- To dziura do potęgi 10. Kto widziałby w takiej wiosce były aż trzy Kościoły? Każdy uważa się za głęboko wierzącego, za przykład dobrego chrześcijanina. A ja??? Chcą bym była jedną z nich... Też coś... Chcę wierzyć w Boga, ale nie pozwala mi na to moja inteligencja... Wiem, że świat musiał jakoś powstać, ale jakoś mi się nie chce wierzyć, że:
Na początku było słowo, a słowo było u Boga a Bogiem było Słowo. Ono było na początku, a wszystko przez nie się stało... Gdy kiedyś przeczytałam ten fragment, aż mi się w głowie zakręciło... Nie będę katoliczką! Bóg nie istnieje! Gdyby istniał nie pozwoliłby na śmierć mojego Ojca!!!
              Oczywiście Sammy nie wierzyła, że jeszcze kiedyś będzie inaczej...
                                                                * * *
             Pewnego dnia wybrała się na badania kontrolne (które przechodziła co roku). Miały one wykazać, czy jest w pełni zdrowa. Rano coś ją zaniepokoiło... Zauważyła białe plamy na ciele, wcześniej poczuła się strasznie, czuła się słaba, jak nigdy.
To zdecydowało o tym, że na badania zgłosiła się dwa miesiące wcześniej niż zaplanowana wizyta. Opowiedziała o swoich dolegliwościach lekarzowi. Ten nie był zbyt zadowolony.
Godzinę później Sammy była w domu. Jutro rano ma jechać odebrać wyniki.
- Kurcze lekarz nie był zadowolony... miał jakąś taką dziwną minę, dziwny wyraz twarzy...
Pełna nadziei, że jednak nic jej nie jest, zasnęła. Tej nocy wcale nie spała spokojnie. Śniła jej się Maryja, którą spotkała spacerując w ogrodzie. Matka Jezusa rzekła do niej:
Sammy, Sammy podejdź tu. Chcę Ci przekazać moją ostatnią wolę. W wieku 18 lat wstąpisz do klasztoru. Tam dobrowolnie oddasz się Kościołowi. Będziesz sługą Kościoła.
           Następnego ranka Sammy pojechała do kliniki. Pełna zdenerwowania otwierała kopertę z wynikami badań. Patrzyła na kartkę z niedowierzaniem; na kartkę, która zawiadamiała:
... Z przykrością i szczerymi wyrazami współczucia informujemy,  Sammy Andres, że badania wykryły nadmiar białych ciałek w organizmie. Nowotworowa choroba ciałek wytwarzających krew.
O nie... jestem chora... mam białaczkę... pomyślała Sammy.
Zapłakana wróciła do domu. Postanowiła, że nie powie nic mamie. Nie chciała jej martwić. Ale wiedziała, że sama nie może walczyć ze śmiertelną chorobą. Postanowiła zadzwonić do Sama. Ten odebrał po drugim sygnale.
- Sam, to ja Sammy- odparła zapłakana dziewczyna.- Potrzebuję Cię, możesz do mnie przyjechać?
Chłopak rzucił słuchawką..
Nie minęła godzina a Sam podjeżdżał pod odm przyjaciółki.
- Jestem chora, mam białaczkę- przywitała Sama tymi słowami.
- Ale jak to? - spytał chłopak ze łzami w oczach.
- Choć do domu, wszystko ci opowiem.
Jakiś kwadrans później siedzieli w kuchni i rozmawiali.
- Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, co się stało to się nie odstanie...- pocieszał Sam- idźmy do Kościoła, Bóg nam pomoże.
Sammy nie chciała iść do domu Ojca. Jednak uczucie, jakim obdarzyła Sama zwyciężyło.. Poszli..
Nastolatka pod czujnym okiem przyjaciela skorzystała z sakramentu pokuty i komunii św. Wróciła do domu nowo narodzona w swej chrześcijańskiej wierze.

Tego wieczoru siedząc w swoim pokoju wspólnie z Samem powiedziała:
- Co myślisz na temat nowotworu? Czy to Bóg tak mnie karze? A może w ten sposób chce dać mi coś do zrozumienia? Sam po namyśle odpowiedział:
- Myślę, że tak musiało być. W ten sposób chce Cię nawrócić, byś do niego wróciła, byś zaczęła w Niego wierzyć. A może stać się cud.
Boże, jeśli taka jest wola Twoja, uszanuję ją, pomyślała i spokojnie zasnęła na ramieniu Sama.

Trudno opisać słowami co działo się później. Sammy zaczęła codziennie chodzić do Kościoła, wspólnie z Samem modliła się o cud, zapisała się do szkółki niedzielnej. Była szczęśliwa, szczęśliwa u boku Sama.
          Pewnego jesiennego wieczoru poczuła się źle. Tak nagle zasłabła. Sam wezwał karetkę. Pojechał razem z nią do szpitala. W drodze zmarła. Wielki smutek i ogromna rozpacz ogarnęła przyjaciół i rodzinę Sammy.
          Tylko Sam siedział samotnie w pokoju przyjaciółki. Nie płakał. Odnalazł jej pamiętnik. Dopiero teraz dowiedział się, jakim uczuciem go darzyła. Szkoda, że nie mógł jej wcześniej powiedzieć, ze on też ją kocha. Spisał w jej pamiętniku swoje myśli:
- Boże, choć Sammy o tym nie wie, dokonałeś cudu. Cudem było poznanie jej. Dziękuję, że trwałeś przy mnie, po to bym mógł trwać przy niej. Pozwoliłeś jej się nawrócić. Choć odeszła, wiem, że jest w niebie, obok Ciebie. Będzie jej dobrze.. Spotka swojego ojca..
Szczęśliwy człowiek, który pokłada nadzieje w Panu... Albowiem do Niego należy królestwo wieczne...