Boży łucznik

Michał Bondyra  

 


Napięty łuk i lecące z dużą siłą strzały. Wokół drzewa, cisza i spokój. Taki obrazek kojarzy się z legendarnym Robin Hoodem, żyjącym w lasach Sherwood. Dziś też są ludzie, którzy co prawda nie żyją w lesie jak słynny łucznik, ale wyrabiają łuki, strzały, z których strzelają dla czystej przyjemności, a może i czegoś więcej. Taką osobą jest ks. Wojciech Mueller z parafii pw. Wszystkich Świętych w Tarnowie Podgórnym.



B. Tobolski
Strzelanie z łuku nie jest tak proste jak się wydaje. Ks. Wojciech prezentuje jak powinno się to robić
 
Kiedy ksiądz Wojciech przyjmuje mnie w swoim mieszkaniu na plebanii w jego holu uwagę zwracają porozwieszane na ścianach łuki i strzały. Wyglądają naprawdę profesjonalnie. – Pamiętam pierwsze strzały, które robiłem z listewek z zaostrzonymi gwoźdźmi na końcu – rozpoczyna ks. Wojciech. – Były to czasy podstawówki, a rozwijałem to później w liceum – dodaje.

Własne strzały i łuk Robin Hooda
Ksiądz wikariusz pamięta też pierwsze poważne łuki, które wyrabiał z kawałków kupionego włókna szklanego. – Ponieważ włókna były krótkie, łączyłem je rurą ze specjalnie nagwintowanymi otworami – wspomina. Dziś kupuje już gotowe łuki, bo jak sam przyznaje dobrej jakości łuk historyczny stanowiący doskonałą imitację średniowiecznych oryginałów, można już dostać za 400 złotych. Ma się przy tym gwarancję, że się nie złamie. Ksiądz Mueller do dziś jednak sam wyrabia strzały. – W łucznictwie historycznym najlepiej mieć strzały cedrowe, które są lekkie, mocne i niełamliwe – tłumaczy. Dodaje przy tym, że strzały własnej roboty kosztują od 7 do 10 złotych za sztukę i są dwukrotnie, a czasem nawet trzykrotnie tańsze niż ich gotowe odpowiedniki.

Nie każdy łuk jest taki sam. Ksiądz Wojciech ma ich różne rodzaje. W jego posiadaniu znajduje się łuk refleksyjny angielski, długi, ponad dwumetrowy łuk polski oraz mały i mocno wygięty – tatarski. – Robin Hood strzelał właśnie z takiego prostego łuku – pokazuje wikary. – Ten krótki za to był bardzo skuteczny, bo tatar mógł z nim obracać się na koniu, oddając strzały za siebie – wskazuje na pękaty łuk stojący obok.

Technika ważniejsza od siły
Strzelanie z łuku nie jest wcale taką prostą sprawą. Wymaga sporej siły i przede wszystkim odpowiedniego sprzętu. Ważne są też wzrost łucznika, zasięg jego ramion, a nawet płeć. Pod te parametry dobiera się łuki oraz strzały. Decydującą rolę pełni tu tzw. siła naciągu. – Gdy ktoś zaczyna proponuję naciąg 16 kg – mówi ks. Wojciech. – Chodzi bowiem o to, by nie koncentrować się na sile napięcia łuku, ale na celności strzału – wyjaśnia. Zaraz potem dodaje, że sam wciąż strzela z łuków o takim naciągu. Wspomina też z podziwem angielskich łuczników, którzy w dawnych czasach używali łuków o naciągach aż 80 kg. Rozmawiając chwilę o cięciwach, które powinny składać się z kilku połączonych ze sobą sznureczków wytworzonych z odpowiedniego tworzywa i tarczach, głównie tych słomianych, przechodzimy do techniki strzału.

- Dużo zależy tu od warunków atmosferycznych, wiatru, odległości od celu – wylicza ksiądz wikariusz. – Im dalsza odległość tym parabola lotu strzały większa. Trzeba też wiedzieć na ile nasz łuk musimy podnieść, by celnie trafić – dodaje.

Strzała w strzale i kozaku
Te umiejętności wyrabia się wraz z doświadczeniem, ale w łucznictwie ważna jest też wrodzona intuicja. – Tu jest podobnie jak z rzutem kamieniem – mówi ksiądz. Obok intuicji i doświadczenia potrzebny jest też zdrowy rozsądek, by nie zrobić sobie lub innej osobie krzywdy. – Pamiętam jak kiedyś strzelając do butelki, trafiłem brata w nogę – opowiada. – Na szczęście nic się nie stało, bo miał grube kozaki – wspomina ku przestrodze. Ale obok tego dramatycznego zdarzenia, były też i inne, jak choćby to kiedy podobnie, jak legendarnemu Robinowi w kapturze, tak i księdzu Wojciechowi udało się trafić strzałą dokładnie w drugą, tkwiącą już w tarczy. – Pierwsza z nich rozwaliła się wtenczas na pół – mówi z dumą.

Biblijny cytat ze strzałą
Łucznictwo dla księdza Wojciecha to nie tylko relaks w ciszy, czy pogłębiające historyczną wiedzę archeologiczne festyny w Piłce, Kościanie, Biskupinie czy Grunwaldzie. To także, a może przede wszystkim aspekt duchowy, który doskonale łączy z religią. - Na podstawie łuku i strzał, można zastosować wiele analogii do sytuacji życiowych każdego z nas - tłumaczy. - Współczesny człowiek jest czasem, jak strzała bez lotek, która poleci nie wiadomo gdzie, innym razem jak strzała bez grotu, która nigdy się nie wbije – wylicza. Mówi też, jak wiele łuczniczych porównań znajduje się w Piśmie Świętym. Wspomina też, że czasem zdarza mu się w prezencie podarować komuś cytat z Biblii wraz ze strzałą. Na koniec tego pasjonującego spotkania i mnie przytacza fragment swojego ulubionego Psalmu 127:

„Oto synowie są darem Pana,
a owoc łona nagrodą.
Jak strzały w ręku wojownika,
tak synowie za młodu zrodzeni.
Szczęśliwy mąż,
który napełnił
nimi swój kołczan.
Nie zawstydzi się, gdy będzie rozprawiał
z nieprzyjaciółmi w bramie.”

I choć nie przekazuje strzały, zaraża swą niezwykłą pasją...